_

Kolejne szkolenie za mną, tym razem z Moto-Zone School na torze w Koszalinie. Do Koszalina wybrałem się z prozaicznych powodów, na szkolenia w Pszczółkach nie było miejsc, były na torach w Bydgoszczy i w Koszalinie. W tym drugim przypadku było wcześniej i w pasującym mi terminie. Poza tym Pszczółki już znam dobrze, a dla rozwoju warto pojeździć w innych miejscach, na innych zakrętach. A Moto-Zone ponieważ chciałem sprawdzić, jeszcze u nich nie byłem, a uważam że od każdego można wciągnąć coś nowego, zobaczyć inny punkt widzenia. Polecał mi ich zresztą kiedyś Przemek, ratownik, na którymś z torowań czy szkoleń.

Sam tor w Koszalinie jest i podobny, i jednak mocno inny od Pszczółek. Długość bardzo podobna, bo około jednego kilometra, sprawia jednak wrażanie sporo mniejszego. Na pewno jest znacznie ciaśniejszy, wolniejszy, sama nitka jest węższa, taki tor mocno gokartowy, ale dla motocykla bardzo ciekawy.

Nawierzchnia tego toru to jest jednak tragedia, może nie ma klasycznych drogowych dziur, ale zapadliny, łaty, nierówności jak najbardziej. Mocno trzeba uważać. Dodatkowo było po intensywnych opadach i mimo kilku godzin czyszczenia, gdy mieliśmy część teoretyczną w budynku zostały miejsca mocno okraszone piachem, niebezpieczne bardzo dla motocykli.

Jak wygląda tor i jego stan na jednym z filmów, które dostałem po szkoleniu, kółko tzw. zapoznawcze.

O rodzajach szkoleń pisałem już wcześniej w dłuższej notce Szkolenia czyli czego się Jaś nie nauczy …, szkolenie Moto-Zone jest typowym dla mnie szkoleniem z jazdy torowej. Ma nauczyć dynamicznej jazdy motocyklem i na tym elemencie się skupia. Dobór nitki przejazdu, techniki, pozycji na motocyklu, wszystko nakierowane na pokonanie toru w jak najlepszym czasie.

Przebieg szkolenia klasyczny, najpierw teoria, krótko, bez zbędnego przeciągania, nazwijmy to wiedza skondensowana, sama esencja. Dla mnie tempo ok., trochę już jednak wiem, dla kogoś kto zaczyna przygodę może być i za dużo i za szybko.

Potem przejście na plac, omawianie już na motocyklach pozycji, ustawienia nóg, czyli właściwie druga część teorii połączona z ćwiczeniami.

A później już do końca jeżdżenie po torze. Byliśmy podzieleni na dwie grupy, mniej i bardziej zaawansowaną, szarą (5 osób) i czarną (6 osób) jeśli chodzi o kolory koszulek. Trafiłem do czarnej, trochę się obawiałem początkowo, że będę odstawał ale wyszło z podziałem całkiem dobrze. Na torze to ja miałem raczej problem z wyprzedzaniem wolniejszych, niż inni z wyprzedzeniem mnie.

Sesje trwały po 25 minut, jedna grupa jeździła z Piotrem, druga odpoczywała (a raczej gadała, atmosfera jak to zwykle świetna – jeszcze na szkoleniu nie trafiłem na kiepską). I było to naprawdę intensywnych kilka godzin, padnięty byłem już mocno pod koniec, sesja bezpośrednio po obiedzie była początkowo straszną męczarnią.

Na pierwszej sesji Piotr jechał jako prowadzący, za nim bezpośrednio po dwa kółka każdy po kolei. Po umówionym sygnale jadący za Piotrem zostawał na prostej z tyłu i jechał jako ostatni. Po zapoznaniu się z torem zmiana, teraz każdy po kolei jechał bezpośrednio przed, po zakończeniu sesji każdy dostawał garść wskazówek.

Kolejne sesje to były jazdy wolne, w trakcie każdej dwóch uczestników jechało kolejno z Piotrem na interkomie po ok. 10 minut. I tak do końca szkolenia, chyba każdy miał okazję przejechać w takiej konfiguracji dwa razy.

I muszę stwierdzić, że te jazdy na interkomie to jest naprawdę świetna sprawa, chyba najwięcej wnosząca do poprawy umiejętności. Tu hamuj, patrz tam, teraz tam, pochyl, nie szarżuj, to zrobiłeś źle i tak dalej. Na bieżąco podawane uwagi to jest jednak to, co przynajmniej dla mnie ułatwia zrozumienie pewnych rzeczy.

Co wiem więcej po szkoleniu? Na pewno jeszcze bardziej będę pracował wzrokiem, niby drobiazg, szczegół, a niesłychanie istotny. Na pewno też nie będę hamował zbyt późno, lepiej nieco wcześniej zwolnić i mieć czas na przygotowanie oraz spokojną głowę przy zakręcie niż walczyć później z presją czasu i ze wzrokiem oceniającym czy już wytraciłem odpowiednio prędkość. Inne nieco ustawienie stóp na tor to kolejny element, odchylanie kolana, bynajmniej nie do zejścia ale by łatwiej pochylić się do zakrętu. Sam jestem ciekaw jak efekty przełożą się na jutrzejsze torowanie na Pszczółkach.

Czy poleciłbym szkolenie? Zdecydowanie tak dla chcących jeździć szybko po torze. I dla takich jak ja też, bo poznanie możliwości motocykla, umiejętności patrzenia, oceny przekłada się także na umiejętności poza torem i na np. zachowanie chłodnej głowy w sytuacjach awaryjnych na drodze. Może niekoniecznie jako pierwsze szkolenie (tak jak sobie ja zrobiłem z 3MM na świeżo po prawku, niewiele zostało w głowie jednak), tu zdecydowanie coś z jazdy technicznej, wolnej, manewrowej będę polecał. Ale gdy już człowiek się ogarnie z podstawami jazdy i chce rozwinąć trochę skrzydła to zdecydowanie warto.

A tor Koszalin? Ja raczej nie powtórzę odwiedzin przy tej nawierzchni. Fajnie było pojeździć na czymś innym, na innej nitce, to na pewno wzbogaca. Ale na szkoleniu z jazdy torowej chcę skupić się jednak na innych elementach niż obserwacja nawierzchni i walka z nierównościami. Co innego gdyby było to szkolenie z defensywnej jazdy drogowej, wtedy jak najbardziej udanie symuluje to stan polskich dróg.

Zdjęcia mam dzięki uprzejmości Natalii, podesłała mi do bloga kilkanaście trochę wcześniej, cały pakiet ma być do miesiąca (edit: doszła całość). Do szkolenia można też dokupić opis swoich umiejętności z pełną dokumentacją jazdy, opisem błędów, wskazówkami. Chętnie, ale na razie się nie zdecydowałem, za dużo tych błędów dobrze u siebie znam, wiem co muszę na początek poprawiać, nad czym pracować. Jak już wyeliminuję te dla mnie oczywiste to przy kolejnym szkoleniu pewnie się zdecyduję by wiedzieć nad czym pracować.

Zobacz również:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *