Dzisiaj dzień typowo treningowy, zasadniczo miał być jako drugi ale ze względu na prognozy został przeniesiony, żebyśmy na Grossglockner dali radę pojechać. Początek całkiem fajny, jakimś „skrótem” po szutrach (nie przepadam choć uważam za treningowo konieczne do ćwiczenia), kilka czy kilkanaście kilometrów dojechaliśmy do kolejnej alpenstrasse i na górze już wylądowaliśmy w knajpie na dłużej.
Utkwiliśmy, bo po kawie i omówieniu na zewnątrz zaczęło się dziać. Przechodził spodziewany front burzowy, sypnęło gradem (taka ciekawostka, na dachach samochodów ludzie tutaj rozkładają koce, zastanawiałem się po co, stało się jasne w jednej chwili). Zjedliśmy obiad, Tomek z Mariuszem omówili teorię pokonywania zakrętów, grad stopniał, temperatura spadła do +7, ale już tylko pokapywało. Więc zaczęliśmy trening.
Czyli w górę i w dół po serpentynach. Raz przed, raz za instruktorem, później w parach obserwując się wzajemnie i na górze i na dole omawiane były błędy, uwagi, podpowiedzi.
W deszczu chodziliśmy po optymalnej (dla jazdy drogowej, defensywnej – czyli zapewniającej bezpieczeństwo i jednocześnie dynamicznej) linii pokonywania zakrętu. Dla mnie może nie nowość, ale szkolenie w Kotlinie Kłodzkiej było dawno, sporo wywietrzało z głowy. Kilka uwag typu „wow!”, faktycznie tak trzeba.
Moje fobie antystromizmowe oddziaływują jednak silnie, padający deszcz, słaba widoczność i lęki utrudniają połączenie wszystkich elementów. Ale taki trening w zimnie i deszczu na nieznanym terenie to jest jednak to, po co przyjechałem. I bardzo mnie cieszą (post factum) warunki, jeśli tu dawałem radę, to i w codziennej jeździe będzie to mniej oddziaływało na psychikę, będę mógł się skupić na jeździe.
Powrót po szutrach tym samym skrótem, mokrych szutrach wzdłuż wezbranego potoku. Widoczność w kasku słaba, przetarcie rękawicą pomaga na chwilę. Ale może ta słaba widoczność pomogła, jechałem za prowadzącym Mariuszem i nie odpuszczałem. Nawet zaczęło mnie to bawić, to tańczenie momentami motocykla (trochę jednak zachowania na luźnej nawierzchni złapałem na motopomocnej integracji Podlasiu i na szkoleniu enduro). Bardzo fajnie ćwiczyło się w tej jeździe trzymanie luźno kierownicy, przeciwskręt, generalnie nawet mi się spodobał ten powrót (zwłaszcza powrót!). A i na koniec Tomek kazał zjeżdżać bez silnika po tych serpentynach, dziwne ale dałem radę mimo oporów. Dobra szkoła pracy hamulcami, takie wyłączenie hamowania silnikiem pomogło w tym elemencie.
Wnioski wyposażeniowe:
- buty w deszczu wytrzymały (trochę bardziej prawy od hamulca oberwał, bo lewy cały czas schowany za deflektorem).
- deflektory stóp działają
- przeciwdeszczaki trzeba zakładać odpowiednio, spodnie nałożyć na kurtkę.