_

Dzień czwarty na alpejskich przełęczach dniem turystycznym głównie był. Było też oczywiście mnóstwo okazji do ćwiczenia zakrętów, zakrętów i zakrętów i kombinacji zakrętów.

Rano po śniadaniu tankowanie i wyjazd w kierunku Słowenii.

Pierwszy dłuższy postój nad jeziorem Jasna, jakaś kawa, trochę pogadane. Potem kierunek na przełęcz Vršič i trochę ćwiczeń. Mariusz pokazał co mamy zrobić na początek.

Oczywiście żarty żartami, ale podjął się Filip i Beata. Duże brawa za odwagę i zaufanie do swoich umiejętności. Ja tam nawet nie myślałem o próbie z Żółwikiem bo i nie ta skrętność i jeszcze daleko do takiej pewności w manewrowaniu z marszu.

Potem kierunek Mangrat, do granicy drogi, zawijasy na wąskiej ścieżce, wymijanie samochodów i motocykli, niesamowity trening i napięcie cały praktycznie czas.

Nie obyło się bez psikusów, Tomkowi ulepiliśmy bałwanka na kufrze, miał z nim wracać, więc jazda musiałaby być mocno delikatna (nas by przynajmniej nie mógł nadzorować, skupiłby się na czymś innym).

Później już kierunek Włochy, obiad nad jeziorem Predil (zdecydowanie nie polecam, spaghetti było zaledwie jadalne i to dla mocno głodnej osoby bez możliwości poszukania czegoś lepszego).

Oczywiście cały czas trwało szkolenie, kolejne osoby za Mariuszem jechały, patrzyły i próbowały naśladować linię przejazdu, Tomek z tyłu obserwował, korygował, instruował w przerwach.

I powrót do Austrii przez Naßfeld Pass, znowu mnóstwo serpentyn. I już na dużym zmęczeniu walka z oślepiającym słońcem, momentami naprawdę nic nie widziałem, musiałem zwalniać maksymalnie i po omacku prawie szukać kierunku drogi.

Na koniec pojechaliśmy do samej Malty do jakiejś restauracji na kolację i omówienie kończące szkolenie. I tak jak atmosfera po drugim dniu była dość kiepska, Mariusz chodził jak struty przez te dwa dni prawie (ale full profeska była merytorycznie, nie było tylko tych żartów, życia), tak po piątkowym treningu w deszczu i dzisiejszym objeździe zupełnie już inne odczucia wśród uczestników. Wszyscy zadowoleni, dostali to po co przyjechali a często i znacznie więcej niż się spodziewali. Dla mnie petarda po prostu, sporo rzeczy załapałem, wiem co ćwiczyć przy najbliższych wyjazdach na tor, jakie błędy popełniam. A to co zobaczyłem i doświadczyłem to moje.

No i ekipa naprawdę fajna się zebrała, na mocno wesoło, bez niesnasek, bardzo koleżeńsko, tak po prawdziwie motocyklowemu. Mam nadzieję, że gdzieś tam się kiedyś jeszcze spotkamy.

Powrót już do bazy późny, chyba po 23. Motocykle na busa wpakowane od razu, trzeba było sprawdzić, czy Tomka KTM dodatkowo wejdzie. Wszedł, więc za chwilę, po śniadaniu ruszamy w trójkę w drogę powrotną.

Jak już się ogarnę po powrocie spróbuję może jakoś na spokojnie poskładać w całość opis szkolenia. Mam też trochę filmów od Filipa z przejazdów, trzeba to przejrzeć i obrobić będzie.

Zobacz również:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *