Dzisiejszy wypad NC Pomorze & Friends jak się okazało wyszedł do Łeby. Początkowo miał być Toruń i pierniki, potem ze względów pogodowych (od południa miały iść deszcze) zmieniony na Ustkę, ale pogoda jednak skróciła trasę i tak wyszła „tylko” Łeba. Na starcie na Osowej było 16 motocykli, 11 Hond NC (w tym Forza 750, skuter niby, ale de facto NC w innym opakowaniu) + 5 innych (w tym elektryk, który, ciekawostka ze spotkania na zlocie, z definicji prawnej motocyklem nie jest). Bardzo zacne grono, całkiem już zgrane, kilka nowych osób, atmosfera jak zawsze przednia. A że wyjazd zainicjowała Aneta, więc chciała nie chciała została szefową.
Wyjazd w kierunku Ustki jeszcze, prowadził Przemek, Darek i Niebieski robili za porządkowych i zabezpieczali przejazd. Grupa duża, ale dość sprawnie w szyku jadąca. Początek drogami bardzo lokalnymi, niekoniecznie z dobrą nawierzchnią (z szutrami włącznie) poszedł całkiem sprawnie, ale przez godzinę niecałą zrobiliśmy ze 40 km tylko.
Później szłoby pewnie szybciej, tyle że na kolejnym odcinku gdzieś przed Lęborkiem, złapał nas już deszcz. Zatrzymanie w środku lasu, zakładanie ciuchów przeciwdeszczowych chwilę zajęło. Lidka z Kazią zrezygnowały z dalszej wyprawy, w Lęborku odbiły w powrotną do Gdańska. Sam się już zastanawiałem czy nie wracać, jak się okazało jednak dalej pogoda była na szczęście dobra.
Sam cel podróży uległ jakoś tak samoistnie modyfikacji i zamiast Ustki jednak do znacznie bliższej Łeby nas poprowadziło.
Trochę zamieszania na miejscu, w porcie jachtowym, gdzie podjechaliśmy ze względu na tankowanie elektryka, zjeść nie było można (jakiś koncert był). Niebieski skontaktował się z Iwoną z grupy NC i miał podpowiedź co do lokalu. Ale grupa się nieco porwała, ruch w sobotę w Łebie w tych małych uliczkach duży. Zostawszy na jakimś rondzie chwilę zgubiłem prowadzących, jechałem trochę na czuja. Kątem oka w uliczce zauważyłem stojące motocykle, ale musiałem spory kawałek uliczkami przejechać by zawrócić i trochę pod prąd wtoczyć się pod bar Bonanza.
Po obiedzie jeszcze spacer, obowiązkowe dla co niektórych lody (swoją drogą to ceny w Łebie że ho ho mają, okazuje się, że w Gdańsku jest tanio). Nie wiem wprawdzie jak to robią, że mieszczą Ja byłem porcją hawajskiego najedzony do obucha, młody wciągnąwszy cały schabowy absolutnie lodów nie chciał, a zawsze sprawdzała się teoria, że w żołądku jest u dzieciaków osobna przegródka na słodycze. Potem zdjęcia, pożegnanie, każdy trochę inną trasę powrotną planował, części bardziej pasował kierunek południe, części wschód.
Ja myślałem lecieć na Wejherowo i przez Trójmiasto ze względu na jakiś wypadek na obwodnicy, ale włączony Tomtom miał inne widać życzenie. Lokalnymi drogami i dziurami poprowadził mnie gdzieś do S6, a że miałem trochę dość jazdy to nie zmieniałem już trasy i wróciłem ten kawałek nową ekspresówką.
Trochę doświadczeń i przemyśleń po tej wycieczce mi się w sumie uzbierało, więc pokrótce opiszę.
Po pierwsze ciuchy na wszelką (zmienną) pogodę. Na tym wyjeździe wiedząc czego się mniej więcej spodziewać wyciągnąłem „zimową” Rukkę z wprasowaną membraną wodoodporną i to była bardzo dobra decyzja. Wprawdzie z rana jak słoneczko przygrzało szybko zdjąłem T-shirta klubowego i w samej termicznej zostałem, ale później nie musiałem nic robić, można jechać nie zatrzymując się. Młody miał mój letni lekki zestaw (ze swojego dotychczasowego kompletu wyrósł już), trochę jak po starszym bracie wprawdzie, ale wzrostem się już jednak mocno zbliżył, noga też prawie moja więc i moje zapasowe buty. Pod spód założył przeciwdeszczową warstwę z kompletu letniego Rukki i to też jest dobre rozwiązanie przy spodziewanym deszczu (membrana wpinana z oryginału Seca to porażka, nieoddychająca i przemakająca na zgięciach). Bo nakładanie gdzieś w trasie przy padającym deszczu zewnętrznych jednak do wygodnych nie należy, a jak deszcz złapie, to się nakłada warstwę przeciwdeszczową na mokre.
Po drugie jazda z pasażerem. Dla mnie był to pierwszy dłuższy wypad z plecaczkiem (na krótkie dojazdy do szkoły, sklepu, lekarza jeździliśmy często). I mimo że plecak to szczypior, bagażu praktycznie nie było (wszystko razem może z 50 kg dodatkowego obciążenia Żółwika) to wróciłem strasznie zmęczony, z zesztywniałymi od napięcia barkami etc. Jednak jazda z pasażerem to jest zupełnie co innego, motocykl reaguje na ruchy pasażera, nie jest to nieruchomy bagaż. Tym bardziej, że motocykl mam podniesiony i przy wsiadaniu ten brak pełnych stóp na ziemi powoduje dyskomfort. Także jazda w korku, ciągłe stawanie, możliwość sprawnego zawrócenia (tu oczywiście poćwiczyć trzeba z pasażerem na placu) gdy się wjedzie nie tam gdzie trzeba. No i jeszcze sama jazda w dużej grupie, nie jest to mój ulubiony sposób podróżowania (za dużo uwagi trzeba koncentrować na innych jadących przed i za tobą), a z pasażerem już w szczególności.
I absolutnie też rozumiem tych, którzy jeżdżąc w trasy zmieniają Hondę NC na mocniejszą np. Africa Twin. Gdybym sam miał w planach stałe dłuższe wyjazdy w duecie też bym pewnie kupił ATASa i obniżył pod siebie (i cierpiał trochę jeżdżąc na co dzień po mieście i na stacji benzynowej). Dać się jeździć z plecakiem w trasy oczywiście da, nie ma dwóch zdań. Ale warunki jazdy z obciążeniem, możliwości moto choćby przy wyprzedzaniu i tym samym bezpieczeństwo by przeważyły szalę.
Po trzecie duża grupa. Samo prowadzenie grupy stawia wyzwania i Przemo dawał radę. Bo to poza samym znajdowaniem drogi jest i myślenie, by znaleźć miejsce do zaparkowania dla wszystkich (16 motocykli już trochę miejsca wymaga) i kontrolowanie czy nie za szybko, bo grupa się rwie gdy dla kogoś tempo jest zbyt ostre. I sytuacje awaryjne, np. miejsce na zatrzymanie się gdy zaczyna padać, tu dłuższy kawałek przejechaliśmy zanim coś się znalazło dla wszystkich, a i tak było trochę za blisko zakrętu było, więc niezbyt bezpiecznie.
Sam nie jestem fanem jazdy w dużych grupach, zastawiania skrzyżowań przez porządkowych, by grupa przejechała w całości. Zdecydowanie chyba wolę podział na mniejsze grupki i określanie po prostu kolejnych punktów postoju. No i konieczne chyba, jeśli już jedziemy razem, jest jednak każdorazowe ustalenie, przypomnienie przed wyjazdem zasad jazdy w takiej grupie. O tym zapomnieliśmy, a było jednak kilka nowych osób.