Dzisiaj „odrabiane” torowanie za deszczowe 2h z połowy maja z ekipą z Olsztyna. Trzeba było oczywiście dopłacić do pełnych czterech godzin no i do stawek sobotnio-niedzielnych. Ale pogoda piękna, nie za gorąco, nie za zimno, praktycznie idealnie do jeżdżenia.
Ekipa już „starzy znajomi”, jak zwykle sympatycznie i organizacja także bardzo dobra. Trzy grupy standardowo, wolna, średnia i szybka, każda po 10 minut na torze i 20 minut przerwy na odpoczynek, grill, kiełbasy, napoje itp. zapewnione w przerwach. I tym razem nie było mi „mało”, zwłaszcza po dwóch godzinach przerwy robiły się nawet za krótkie. Jednak takie jeżdżenie na skupieniu mocno daje się we znaki.
Arka i Tomka Niebieskiego, którzy byli ze mną w maju nie było niestety, trochę osób z Olsztyna też się wysypało. Więc jak Olsztyn szukał uzupełnienia składu na torowanie puściłem informację na NC Pomorze i Szkolenia motocyklowe. I z ekipy trójmiejskiej doszli Przemek swoją Afryką z naszej grupy NC Pomorze oraz dwóch Marcinów i Piotrek z kolegą Pawłem z grupy od szkoleń na placu.
Tym razem sporo było nowych osób, pierwszy raz na torze, więc trafiłem z chłopakami do grupy średniej. Początkowo mocno się wahałem, ale to była jednak dobra decyzja. Nie było faktycznie jeżdżenia za kimś dużo wolniejszym, a tych szybszych jak już mnie doszli puszczałem sobie grzecznie na prostej nie przyspieszając za mocno i jechałem swoim tempem dalej.
Z samej jazdy jestem baaardzo zadowolony, spore jednak postępy. Szybki lewy już mniej więcej opanowałem, nie zawsze jeszcze wychodzi ale często już brałem poprawnie na pełnej (mojej) prędkości. Dwa ostre prawe też załapałem w końcu, złapałem kurs i ścieżkę. I choć wydawało mi się w trakcie, że nie jadę jakoś szybciej to jednak czasy poprawiłem o dziwo znacznie. To co było przy poprzednich wizytach szczytem możliwości teraz było już stabilną normą, a najlepszy wynik z zeszłego roku poprawiłem o 1.5 sekundy (jednak ćwiczenia dają swoje rezultaty). Najlepsze wyniki były w sesjach od drugiej do piątej (podobnie mniej więcej jak na placu gymkhanowym), pierwsza sesja na rozjeżdżenie, potem dobre czasy i na końcowych sesjach już zmęczenie wychodziło, przejazdy mniej pewne, wolniejsze. Cały czas jednak w strefie pełnego komfortu psychicznego, bez ryzyka, bez pałowania czy groźby wylecenia z toru.
Dwie mniej przyjemne sprawy, pierwsza to dwóch ścigantów na pitach, jeździli bardzo niebezpiecznie. Jeden na ostrym, krótkim zakręcie wszedł mi jak to się mówi pod łokieć. Bardzo debilne zachowanie, zwłaszcza że była mowa na odprawie by tak nie robić, że nie uprawiamy wyścigów a jeździmy treningowo. Zresztą nie tylko mi się wciskał. Leszek, organizator główny, powiedział, że po takiej jeździe więcej już panów nie wezmą na torowanie.
Druga to niestety ratownik (Przemek znowu był) miał tym razem zajęcie. Po drugiej mojej sesji nastąpiło wypadnięcie z toru jednego z jeżdżących w grupie szybkiej. Wydarzyło się to na szybkim lewym, stojąc w depo widziałem prawie całe zdarzenie. Z tego co też później uzupełnił wypadnięty i Przemek obserwujący z góry całe zdarzenie przyczyną było zbyt szybkie wejście w zakręt. Kiedy zorientował się, że wyrzuca go na zewnątrz dogiął motocykl by pogłębić skręt. Ale miał złą pozycję (to uwaga Przemka) i opona przednia złapała uślizg, moto poszło bokiem a kierownik za nim poleciał w opony. Moto łapiąc po chwili przyczepność na oponie przekoziołkowało (spore straty finansowe będą), kierownik na szczęście spadł wcześniej z moto i tylko przeszorował po asfalcie.
Widząc sytuację poleciałem od razu do wyjazdu na tor do flagowego krzycząc i machając (jak wariat chyba w sumie patrząc z boku) by zatrzymał natychmiast sesję, bo ten lewy szybki jest zakrętem ślepym, jadąc nie widać co się głębiej dzieje, mogło być więc niebezpiecznie. I dalej poleciałem do poszkodowanego (w końcu byłem na szkoleniach Motopomocnych z pierwszej pomocy, to zobowiązuje). Przemek się później tylko śmiał, że nie wiedział, że tak szybko potrafię biegać. Kierownik na szczęście w miarę cały, odpowiadał przytomnie (pytanie o dzień tygodnia jako pierwsze mi się przypomniało z tych testowych). Za chwilę Przemek był już ze swoim ekwipunkiem, więc tylko obserwowałem co i jak robi. Historia skończyła się nogą w gipsie po kilku godzinach oczekiwania na SORze, koledzy zabrali sprzęt na przyczepę.
Trochę to zdarzenie przyhamowało wszystkich szybkich, widać było później że nieco odpuścili. Ale też i organizatorzy dali wszystkim kwadrans na ochłonięcie z emocji wstrzymując na ten czas jazdę. Ja specjalnie jakoś emocjonalnie nie podszedłem do tej kraksy, nie pierwsza taka sytuacja na Pszczółkach, której byłem świadkiem. I jakoś nie mam poczucia zagrożenia, nie składam motocykla do tego stopnia (Żółw to turystyk nie sport) by łapać uślizgi, opona ma jeszcze u mnie całkiem spory zapas do rantu choć podnóżki już trą regularnie dosyć. No i nie staram się jechać szybko, na najlepszy czas, tylko ćwiczyć technikę.
Zdjęcia i filmy jakieś mają być, sam nie robiłem, jeździłem. Jak dostanę jakieś (a mają być) to wrzucę w aktualizacji wpisu.