Ponownie prognozy nie pozwoliły na dalszy wypad w góry, miało padać z przelotnymi burzami. I ponownie prognozy sobie, życie sobie, bo faktycznie pokropiło lekko tylko jak już byliśmy na kwaterze.
Wyjazd do pobliskiego Cividale del Friuli i łazęgowanie po miasteczku, żeby w razie czego przed deszczem się było gdzie schować. Pogoda do łazęgowania wręcz idealna, jakieś +25 w cieniu, a że cienia w uliczkach wiele, słońce tylko czasami prześwitywało przez chmury, więc nie narzekaliśmy.
Atrakcji jak na małe miasteczko na pół dnia wystarczająco. Chcieliśmy jeszcze zejść na poziom rzeki Natisone, żeby popatrzeć na diabelski most i zrobić trochę zdjęć od dołu, ale jedyna ścieżka jaką odnalazłem (i to nie na googlach a mapy.cz – polecam swoją drogą łazikom wszelakim) była zagrodzona barierką.
Ponownie południe gdy minęło restauracja pierwsza z brzegu, ponownie po chwili z pustej zrobiła się pełna. Tym razem pizza jakaś nietypowa, każdy składnik w osobnej części koła. Mało jednak wygodne rozwiązanie, utrudniające wymianę między jedzącymi. Rachunek płacony przy barze chyba należy uznać za normę, kelner zostawia tylko wyciąg na stoliku, całość rozliczenia przy kasie (fiskalnej). Doczytałem później, że teraz praktycznie tylko kartą płatność powyżej 30 euro, turysta niby może, ale formalności przy tym z kserowaniem paszportu włącznie, z „luką vatowską” Włosi na ostro pojechali widać.
(6-07-2023)