_

Ponownie miało być gorąco, więc trzeba było coś ciekawego zamiast na przykład zwiedzania Triestu wymyślić. Jaskinia miała szansę być dobry pomysłem, zawsze dużo chłodniej niż na powierzchni. Wprawdzie połowinka z młodym myśleli o Grotta Gigante przed Triestem, ja wieczorem niezależnie sprawdziłem i zaplanowałem Jaskinie Szkocjańskie w Słowenii, kawałek za Triestem. Ale jaskinia jest jaskinia, nie ma co wybrzydzać. Ostatecznie stanęło rano na wyprawie do Słowenii, więcej godzin startowych wycieczek i same jaskinie wydawały się jednak ciekawsze.

Dojechaliśmy tuż przed 12, biletów na tę porę już oczywiście nie było, ale na 13 jak najbardziej. Nawet się dobrze złożyło, znaleźliśmy wolny stół piknikowy w cieniu, zjedliśmy na spokojnie lunch, toaleta i mogliśmy zwiedzać.

Grupa 150 osób na daną godzinę po przejściu kawałka jest dzielona na cztery mniejsze przy kontroli biletów, grupki wchodziły jedna po drugiej z jakimś pięciominutowym odstępem. Przewodnicy na początek zapytali językowo, kto włada językiem słoweńskim. Była jedna osoba, więc angielski stał się językiem komunikacji (btw. trochę języka polskiego się tutaj słyszało, po raz pierwszy chyba w trakcie naszego pobytu, jedynie na Mangarcie jedną czy dwie rejestracje polskie widziałem).

Myśmy sobie na spokojnie okres podziału przesiedzieli na murku w cieniu nie pchając się zbytnio do kolejki i na końcówce dopiero podeszliśmy. Gdy doszedłem do bramki trach, zakończono wpuszczanie trzeciej grupki, kolejne pięć minut czekania. Ale oczywiście znowu trafienie ślepej kury, bo tym sposobem w kolejnej byliśmy jako pierwsi, czyli tuż za przewodniczką, tym samym mieliśmy lepszą słyszalność no i można było z przewodniczką pogadać, dopytać, a młody angielski mógł poćwiczyć w praktyce.

Przejście przez wydrążony tunel do pierwszej części, jaskini cichej. Temperatura przecudowna, stałe +12, można żyć (byłem tylko w koszulce, młody też bluzy nie zakładał, dyskomfortu termicznego nie było). Potem przez jaskinię cichą (stalaktyty, stalagmity, kolumny etc. do oglądania głównie) do szemrzącej (z płynącą rzeką o nazwie „Rzeka”). I tu dopiero jest wow, bo świat jak u Tolkiena, naprawdę można pomyśleć, że Władcę pierścieni tam kręcili. Niestety zdjęć w tych częściach robić nie można, dopiero po wyjściu, w kolejnej części kompleksu (już bez przewodnika, jedna z trzech opcji powrotu, od najkrótszej windą do godzinnej trasy, tę bardzo polecam). Trochę zdjęć z pierwszej części można zobaczyć na stronie parku https://www.park-skocjanske-jame.si/en/gallery/foto/skocjanske-jame_3.

Po wyjściu, już wracając na parking, trafiłem jeszcze w gospodarstwie na dość zabytkowe ciągniki, ale widać było, że ciągle są w użyciu. Tak przy okazji jeszcze jedno zdjęcie, ostatnie w galerii. Nie, to nie jest Polonez, choć projekt wyszedł spod tej samej dokładnie, włoskiej, mistrzowskiej ręki. Lancia delta II ciągle widać na chodzie, chyba mechanik od maszyn rolniczych do gospodarstwa, w którym nocujemy nią przyjechał wczoraj.

A jutro rano pakowanie i powrót do rzeczywistości. A tyle rzeczy zostało tu jeszcze do obejrzenia 🙁

Krótki filmik z jednego z miejsc przy wyjściu z jaskiń.

(11-07-2023)

Zobacz również:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *