Kolejne szkolenie z udzielania pierwszej pomocy, tym razem aż w Olsztynie byłem. Po pierwszym moim w Cedrach niedaleko Gdańska, drugim w Elblągu (opisywałem rok temu) trzecie wypadło jeszcze dalej. Byłbym pewnie w Gdańsku, ale … w Trójmieście szkolenia w tym roku nie było. Za mała mobilizacja lokalnej społeczności i w głosowaniu internetowym Gdynia była na zaszczytnym 16 miejscu, pierwszym miejscu niebiorącym.
Trochę to dziwnie wychodzi z tymi głosowaniami internetowymi, bo wcześniej widziałem w Gorzowie (5 miejsce w głosowaniu) były problemy ze skompletowaniem uczestników, teraz w Olsztynie (10 miejsce) też niecała połowa miejsc obsadzona. A w Gdańsku w zeszłym roku nie wszyscy chętni się dostali, część osób jeździła do Malborka, Tczewa chyba też, czy jak ja do Elbląga.
Ale z drugiej strony, co warto podkreślić, widać było w Olsztynie duże zaangażowanie lokalnej społeczności, pobliskiego miasta Barczewa, Koła Gospodyń Wiejskich Wójtowianki, czy też gospodarza szkolenia w salonie Yamahy Fabika, motocyklisty podróżnika. A mi Olsztyn był całkiem po drodze, bo i tak w niedzielę akurat miałem jechać po Młodego na Mazury, zabrać go po feriach. Więc pojechałem w sobotę po pracy i rano stawiliśmy się na szkoleniu.
Dlaczego kolejny raz na „to samo szkolenie”? Po pierwsze nie do końca to samo, bo każde jest jednak troszkę inne. Są pewne stałe punkty programu, ale też dochodzą nowości. Po drugie warto jednak sobie odświeżać wiedzę, poćwiczyć, przypomnieć i utrwalić żeby w razie „W” reagować poprawnie i automatycznie. A sam wiem, że ma to sens, w zeszłym sezonie po upadku Kamila na torze doceniłem to, że wiedziałem jak oceniać stan poszkodowanego, o co pytać, wiedziałem po prostu jak się zachować.
Na szkoleniu były stałe elementy, poruszone aspekty prawne udzielania i nieudzielania pomocy, bezpieczeństwa ratownika, rozpoznawania i postępowania z urazami różnego typu, ćwiczenia z zachowania przy potencjalnie poszkodowanym, resuscytacji, układania w pozycji bezpiecznej, izolowania termicznego, zdejmowania kasku. Z nowych był ciekawy panel o odzieży motocyklowej, kaskach, była też dość szczegółowa analiza przyczyn wypadków zrobiona przez Goździka. Bardzo mi się podoba to podejście Michała, szybko tam gdzie wolno, a na drodze publicznej jedź jak p….
I czas był naprawdę szczelnie wypełniony, a przecież nie było np. wyciągania poszkodowanych z samochodu, treningu VR, które były w zeszłym roku. Młody (początkowo było, a jakże, „nie chcę”, potem jednak się zdecydował) stwierdził, że nie wie kiedy czas zleciał. Ale zadowolony był bardzo, zwłaszcza że za aktywność (nadaktywność powiedziałbym, a i tak hamowany był przez ojca) zyskał kilka gadżetów.
W przerwie między panelami zupa gulaszowa przygotowana przez Wójtowianki, taka jakie lubię, czyli na gęsto. Woda, herbata, kawa, sok jabłkowy i jabłka (sok i jabłka oczywiście od Beaty Anioły z Poznania), ciasta (własnoręcznie przez Magdę, lokalną wolontariuszkę upieczone) i ciasteczka.
Oczywiście była to też okazja do spotkania ze starymi znajomymi, Dorotą, Michałem, Andrzejami i poznania nowych wolontariuszy Motopomocnych. Fajnie tak przed sezonem było spotkać się i pogadać, głównie o planach na następny.
(Zdjęć trochę moich, trochę z FB Motopomocnych.)