O tym jak wybrać kask motocyklowy napisano wiele artykułów i nakręcono wiele filmików, nie mam zamiaru bynajmniej tworzyć kolejnego poradnika, nie znam się na tym, wiem tyle co sam przekopałem i doświadczyłem na sobie. Jednak przy kupowaniu kasku na pewne rzeczy początkowo nie zwracałem uwagi, nie było specjalnie o tym mowy w poradnikach, a które w trakcie eksploatacji okazały się dla mnie w sumie najistotniejsze. I o tym chyba głównie będzie ten wpis.
Kask na motocykliście jest dla mnie tak oczywistą oczywistością, że właściwie nie wiem co napisać. Na początek więc tylko fajna reklama z duńskiej kampanii bezpieczeństwa znaleziona przypadkiem.
W kasku na głowie spędzam bardzo dużo czasu. Jak sobie przeliczyłem dzieląc przejechane kilometry przez średnią prędkość to w przybliżeniu wyszło mi jakieś 500-700 godzin w ostatnim sezonie. Niewiele? Cóż, to prawie miesiąc jazdy non stop, 24 godziny na dobę w ciągu jednego roku. Więc komfort kasku ma bardzo duże znaczenie. A że lubię słuchać muzyki w czasie jazdy to możliwości kasku w tym zakresie okazały się być istotne.
Pierwsza rzeczą przy zakupie, którą zdecydowanie warto zrobić, to przymierzenie kasku i to naprawdę na dłużej niż chwilę. Trzeba w takim kasku pochodzić po sklepie, poczuć go, usiąść na motocyklu, popatrzeć przez wizjer pod różnymi kątami. Pierwszy kask (poza orzeszkiem na pierwszy skuterek, ale tego zupełnie nie liczę, pomilczmy może litościwie o takich błędach) kupiłem w salonie motocyklowym przy zakupie PCX125. Był to jakiś Grex z grupy Nolan (tańsze, bo starsze modele produkowane pod tzw. tanią marką). Rozmiar mi całkiem pasował przy zakupie, nie był za ciasny. No i kask miał wypinaną szczękę, wydawałoby się idealnym rozwiązaniu na lato (myślałem o szczęce podnoszonej, ale to co było sensowne i dostępne, było jednak lekko poza zaplanowanymi finansami).
Co do rozmiaru szybko dość, bo po może kilku tygodniach jeżdżenia okazało się, że kask się jednak zrobił luźny. Teraz już wiem, że przy zakupie musi być jednak ciasny, nie za mocno, nie boleśnie bynajmniej, ale ciasny. Dlatego też zakup kasku używanego budzi we mnie mieszane uczucia. Owszem, jeżeli ktoś sprzedaje taki praktycznie nieużywany, zakupiony i niejeżdżony to można sprawdzić i kupić. Ale coś, co było użytkowane przez pół sezonu nawet jest już jednak dopasowane do głowy użytkownika, pianki nie wrócą do pierwotnego kształtu. A liczenie, że trafi się na kogoś o podobnej głowie? Można równie dobrze zagrać w totka.
Co do szczęki także była … hmmmmm, zbędnym wydatkiem. Wypiąłem raz, przejechałem kilka kilometrów i co szybciej wpiąłem na powrót. Dla mnie było po prostu za głośno, mocno niekomfortowo.
Kupując kask z myślą głównie o nowym NC (stary miał już lat kilka, a kaski w trakcie używania się starzeją jednak) rozglądałem się na rynku dość długo (ale też nic mnie jakoś nie goniło). Przegrzebawszy internety miałem już upatrzone modele szczękowców. To już była całkiem świadoma decyzja, że koniecznie ma być szczękowy. Jeździłem całkiem sporo, czasami coś załatwiałem na szybko nie zdejmując kasku, możliwość swobodnego pogadania czy napicia się wody po podniesieniu szczęki była istotna. Gdybym jeździł krótkie odcinki czy tylko dookoła komina kupowałbym pewnie integralny, może mniej wygodny w zakładaniu, ale też trochę zawsze tańszy i zazwyczaj cichszy.
Podjechałem do sklepu z kaskami i tu nastąpił całkowity zonk. Przymierzałem upatrzone modele i mi nie pasowały po prostu do głowy. W jakiś sposób drażniły, uciskały za mocno czy na czole czy potylicy, a rozmiar większy może i nie uwierał ale był luźny, wiedziałem, że będzie za duży już po kilku przejazdach. Zniechęcony nieco zacząłem przymierzać nieupatrzone modele, potem modele innych producentów no i znalazłem coś, co mi pasowało. Tyle że było wtedy mocno poza budżetem.
Śledząc niespiesznie rynek trafiła się całkiem niezła okazja, jeden z dystrybutorów wyprzedawał modele, których malowanie wypadło już z katalogu na bieżący rok. Swoją drogą to rzeczy „motocyklowe” chyba standardowo mają wyjątkowo wysokie ceny (czasami bez dodatku „motocyklowy” można kupić sporo taniej, patrz np. bielizna termiczna), gdy zmienia się u producenta katalog można liczyć na naprawdę bardzo duże obniżki. Dla mnie jakoś nie mają znaczenia aktualne mody, więc swojego Schubertha C3 Pro kupiłem znacznie poniżej katalogowej ceny kasku w jednolitej barwie, w dodatku w pasującej mi kolorystyce (kolory, malowania są zazwyczaj o 15-20% droższe).
Kask należał do tych zdecydowanie najcichszych na rynku, co było ważną zaletą jeżeli tak jak ja lubi się muzykę w czasie jazdy, zatyczki do uszu, które miałem kupione wcześniej jeżdżą teraz w kieszeni. Ale to co najważniejsze dla mnie, a o czy wcześniej przy zakupie jakoś w ogóle nie myślałem i co bardzo z czasem doceniłem, to kwestia zestawu komunikacyjnego (słuchawek dousznych nie używam i po prostu nie znoszę, drażniły mnie strasznie np. na kursie prawa jazdy). Kask był przygotowany do montażu dedykowanego interkomu (pełniącego także rolę zestawu głośnomówiącego i audio), wprawdzie dość drogiego ale dobrej jakości. No i nic nie wystawało w tym przypadku na zewnątrz (wszystko schowane w przygotowane miejsca w skorupie kasku), nie ma dodatkowego hałasu, którego najlepsza aerodynamika kształtu interkomu zewnętrznego nie przeskoczy i nie ma problemu ze zmieszczeniem kasku w schowku (NC ma w miejscu baku schowek, w którym mieści się sam kask, kask z interkomem już zazwyczaj nie).
Na początku zeszłego roku pojawiły się bardzo duże obniżki na kaski C4 Pro, model wypadał całkiem z oferty po wejściu nowego C5, cena była sporo poniżej zarówno ceny wyjściowej jak i ceny C3 Pro (który o dziwo pozostał nadal w ofercie). Więc jednak się skusiłem i kupiłem drugi sporo przed czasem planowanej wymiany, głównie ze względu na znacznie szerszy kąt widzenia przez wizjer i lepiej zaprojektowany zestaw interkomu. To co jest główną zaletą w stosunku do C3, to przyciski obsługujące na zewnątrz skorupy (w czasie jazdy nie trzeba podnosić szyby jak w C3 Pro by pogłośnić czy ściszyć dźwięk, nawiązać połączenie interkomem) i przede wszystkim wymienna bateria. Do ładowania nie trzeba ciągnąć całego kasku, a w trasie wystarczy zmienić na postoju akumulator na naładowany. Nowy C5 o dziwo jest pod tym względem gorszy, interkom wprawdzie nowszej generacji, też wbudowany ale już bez wymiennego akumulatora.
Tak więc na chwilę obecną użytkuję dwa kaski, wygodniejszy C4 jest do codziennej jazdy, na dłuższe wyjazdy, gdzie mogę w razie czego wymienić sobie akumulatory w interkomie. C3 jest kaskiem zapasowym, użytkowanym gdy podstawowy jest „w praniu” (wnętrze mimo używania kominiarki trzeba co jakiś czas wyprać, cudowne środki czyszczące do wnętrza kasków to za mało) lub też gdy jadę na szkolenie na torze czy ćwiczenia na placu (zawsze mniejsza szkoda w razie upadku, węższy kąt widzenia nie przeszkadza w jeździe).
To na co jeszcze warto zwrócić uwagę to dostępność (i ceny) akcesoriów dodatkowych. Dla mnie na przykład jazda latem w zmiennym nasłonecznieniu była dość męcząca. Założenie/zdjęcie okularów przeciwsłonecznych możliwe jest tylko na postoju, specjalnie też nie lubię ich pod kaskiem nosić. Stąd możliwość wymiany wizjera na lekko przyciemniany (ale nie tak by w szarówce czy nocą był problem) i blendy słonecznej na znacznie mocniej przyciemniającą lustrzaną była dodatkowym, choć też swoje kosztującym bonusem (tu też warto poczekać na przyzwoite promocje, mnie np. przy okazji „black week” taka się trafiła).
I na koniec rzecz chyba najistotniejsza w użytkowaniu kasku. Uważać gdzie i jak się go odkłada. Serio. Złe odłożenie „na chwilę” i kask przetoczył mi się kawałek po asfalcie. No i niestety widać to było („a taki był ładny, amerykanski”). Brzydkie rysy zakryłem na szczęście folią przy okazji oklejania Żółwia, dopasowując przy okazji kolorystykę kasków (zmieniła się też w C4 dominującą czerń zastąpiona przez biel – zdecydowanie lepsza na lato). I tak uważam się w sumie za szczęśliwca, ostatnio czytałem na FB o przypadku, gdy taki kask jak mój komuś stoczył się z siedzenia i pękła skorupa. Bolesne. Zwłaszcza dla kieszeni.