Ostatnie szkolenia skłoniły mnie do stworzenia w końcu wpisu o upadkach. A upadków na szkoleniach widziałem już całkiem sporo, sam też niejeden w swojej karierze motocyklowej przeżyłem. A zacząłem szybko, bo już w dniu zakupu pierwszego skutera, rondo, trochę na nim piachu czy innych zanieczyszczeń, uślizg i … leżymy. Leżymy bo nie wiemy, że trzeba zwolnić, wypionować moto itd.
Generalnie upadki uczą, zwłaszcza (a może nawet jedynie) te własne. Uczą całkiem skutecznie, dobrze wtedy zapamiętujemy co zrobiliśmy nie tak. Te cudze są wiedzą jakby teoretyczną, niby widzieliśmy, przeczytaliśmy, ale jakoś w krew nie weszło.
Przyczyn upadku w trakcie manewrów wolnych może być wiele, nazbyt mocne skręcenie kierownicy wcale nie przoduje tu w statystykach. Najczęstszą obserwowaną przeze mnie przyczyną upadków na placu było odcięcie napędu od koła, a więc zbyt mocne wciśnięcie sprzęgła lub zdjęcie gazu. Motocykl będzie trzymał pion póki jedzie, póki ma napęd sama konstrukcja, ruchy koła przedniego będą go prostowały. Nie wchodząc w technikalia działa to na dość prostej zasadzie. Wystarczy minimalnie przesunąć motocykl w przód i koło kierownicy skręci od razu w stronę, na którą motocykl jest choćby minimalnie pochylony (a idealnego pionu raczej nigdy nie ma). Zadziała wtedy, jeżeli moto jest w ruchu, siła odśrodkowa, która wyprostuje konstrukcję, siłą bezwładu całość pójdzie w drugą stronę, kierownica odbije i to samo zadzieje się ponownie z tej drugiej strony. I tak jadąc motocykl stale sobie zygzakuje. Dlatego tak istotne jest nieusztywnianie kierownicy, nie trzymanie jej kurczowo, czyli luźne ręce.
W trakcie ćwiczeń czy na szkoleniach zawsze jesteśmy na granicy, wychodzimy ze strefy komfortu po to, by ją poszerzać, by móc jechać wolniej, manewrować przy niższych prędkościach, skręcać mocniej, jechać ciaśniej. Więc i niczym dziwnym nie są upadki zanim nie nauczymy się panować w pełni nad naszą maszyną i nad naszymi odruchami. Dlatego warto motocykl chociaż na ten czas uczenia się odpowiednio zabezpieczyć, założyć gmole chroniące boki, handbary chroniące głównie klamki. Ale handbary powinny być takie prawdziwe, solidne, nie plastikowe byle co. Na jednym ze szkoleń było małżeństwo na beemkach funkiel nówka sztuka. Niby miały one oryginalne handbary, ale oboje wracali ze szkolenia ze złamanymi klamkami. Plastik się przy upadku odgiął i klamka chrupnęła w miejscu nacięcia (klamki hamulca i sprzęgła są specjalnie nacinane, by łamały się w konkretnym miejscu, by zostawał ogryzek umożliwiający dalszą jazdę).
Gmole i handbary nie są to może dodatki estetyczne (choć mi akurat nie przeszkadzają), dodają wagi, ale uratują niejeden wyjazd. No i ćwiczy się z innym komfortem psychicznym, gdy się wie, że w razie czego porysują się tylko ochraniacze a nie nasze piękne moto.
A moje upadki nauczyły mnie:
– piasek i zanieczyszczenia na rondzie to uślizg gwarantowany,
– piasek i zanieczyszczenia na drodze w połączeniu z hamowaniem to wiadomo co,
– nie wiadomo skąd może wyskoczyć dziecko na ulicę, awaryjne hamowanie trzeba ćwiczyć,
– mocne hamowanie na hopce może skończyć się źle,
– jak stajesz upewnij się, że stabilnie postawiłeś stopy,
– jak odstawiasz moto na stopkę boczną upewnij się, że jest do końca rozłożona (dobry nawyk – pociągnij zawsze za kierownicę do tyłu po zaparkowaniu), odejdziesz parę metrów i się położy,
– nie odpuszczaj gazu w manewrach,
– to że zawracasz świetnie na placu nie gwarantuje, że zrobisz to równie dobrze na drodze, możesz zwiedzić wtedy przydrożny rów czy łąkę,
– ćwicząc z kimś na placu zadbaj o odpowiednią odległość bo będziesz miał jeszcze jeden czynnik dekoncentrujący,
– zestawiając ze stopki centralnej z wózka manewrowego trzeba uważać znacznie bardziej.
Lista osiągnięć całkiem długa i ponieważ nadal mam zamiar ćwiczyć i jeździć pewnie się będzie wydłużać. Choć jest nadzieja, ostatnio przyrasta jednak znacznie wolniej.