_

W ostatnią niedzielę lipca udało się wybrać z MNC3M (w bardzo wąskim składzie) na Kaszuby mniej znacznie mi znane, taka terra incognita gdzieś tam za Gdynią. Skład był może i wąski, ale samo naj, najwyższy (w dodatku jakby mało mu było to z dronem z wysokości jeszcze większej zdjęcia robi), największa głowa (i kup tu na taką pasujący kask – wieczny problem) oraz najstarszy i najmniej doświadczony w jednym.

Z Darkiem umówiłem się na parkingu sklepu w Baninie, a że jak zwykle byłem przed czasem to i trochę zdążyłem ósemek porobić. Razem zjechaliśmy na stację do rodzimej Rumii Grześka, naszego przewodnika z zacięciem historycznym (zawodowym zresztą). Ustaliliśmy wstępnie plan wycieczki (dobra Grzesiek, prowadzisz, my jedziemy za tobą) i ruszyliśmy w trasę.

Trasa okazała się prowadzić szlakiem starych posiadłości, pierwsze było Mierzynko ze stuletnim niszczejącym dworem (z 1911), były majątek rodziny von Lantow. Po wojnie oczywiście przekształcony w PGR. Grzesiek opowiadał, fragmenty czytał (nie tylko naszym motocyklom bynajmniej, głos ma wystarczająco donośny by w całej wsi było słychać).

Następnym był zespół dworski z 1 poł. XIX w w Łętowie, również kiedyś majątek rodu von Lantow i również przekształcony w PGR w powojennych czasach. Chwila na relaks, rozmowa z mieszkającym chyba w tej ruinie starszym panem, zwiedzanie wnętrza (śmieci, papiery po jakiejś firmie, trochę strasznie, bardzo żal, że coś takiego niszczeje).

Do kolejnego punktu Grzesiek chciał poprowadzić trochę lokalnymi dróżkami. Dróżki jakoś tego chyba nie chciały. To że trzeba było podnieść (proste jak się wie jak, ja tam już mam dobrze przećwiczone) w pewnym momencie motocykl (o dziwo nie mój tym razem, to już wiedziałem, że na skosie nie staje się bokiem, nóżka robi się wtedy jakaś taka za krótka by do ziemi sięgnąć i stabilność złapać) jakoś było niewystarczającym ostrzeżeniem. A może i wystarczającym, bo jednak przez to błotowisko, w którym były ślady przekopywania się traktora nie pojechaliśmy.

Zawróciliśmy, nadłożyliśmy nieco, ale cywilizowanymi drogami dojechaliśmy do Mauzoleum Rodziny von Tesmar i cmentarza ewangelickiego w Borkowie Lęborskim. Też stan znany mi z rodzimych Mazur, niszczejące niestety ślady historii, tu zabezpieczone na szczęście poprzez zamurowanie dostępu.

Kolejnym punktem był Wiatrak Holenderski w Zdrzewnie. Po drodze minęliśmy pałac rodziny Zimdars z 1867r., nie próbowaliśmy jednak się dostać, ten przynajmniej jest w odbudowie, teren zagrodzony. Przy wiatraku chwila przerwy, choć od upału przerwy nie było bynajmniej, ale kawałek cienia dało się znaleźć.

I kolejny punkt wycieczki, pałac z XV-XVII w. w Janowicach, majątek rodu von Jannewitz. Także powojenny PGR, ten jednak miał to szczęście, że znalazł dobrego właściciela i został już częściowo odnowiony.

Na zakończenie wycieczki obiad w zajeździe Leśny Staw na trasie Lębork-Słupsk. Fajne miejsce, trochę nad wodą, na świeżym powietrzu, więc i w tym upale całkiem przyjemnie.

I powrót do Trójmiasta, Grzesiek pojechał do siebie na Rumię a ja z Darkiem lokalnymi drogami w kierunku na Osową. No bo skoro niedziela nie handlowa, to warto trochę poćwiczyć między pachołkami na placu.

Zobacz również:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *