Według prognoz miało dzisiaj przelotnie padać do 10 a Mototrek miał mieć prawie 400 km z docelową wizytą na zamku w Lidzbarku Warmińskim. No i zasadniczo wszystko było, tyle że tak jak w radio Erewań. Nie przelotnie padało a przelotnie nie padało, nie do dziesiątej a do powrotu, nie 400 km a 170 km i nie do Lidzbarka a po Kaszubach. Ale zawsze po ciężkim tygodniu trochę udało się pojeździć.
Ze względu na prognozy i przesuwające się w kierunku wschodnim opady Filip, organizator wyjazdu, zmienił jeszcze wczoraj plany. I patrząc na frekwencję nie był to taki zły pomysł, raptem 6 motocyklistów szurniętych lub spragnionych na tyle, by w taką pogodę pojeździć. Ulewnie nie było, ale co chwila coś z nieba leciało, około ośmiu stopni, więc dłuższa wyprawa mogła skończyć się lekkim dygotem. Ja tam wprawdzie chciałem sobie tylko pojeździć chwilę, ale że w towarzystwie jednak trochę przyjemniej zdecydowałem się przyłączyć do Mototreka, skoro miał być to tylko krótki wyjazd.
Trasa całkiem przyjemna, kawałek do Pruszcza i potem już bocznymi drogami na Tczew, Skarszewy, Egiertowo, dalej klasyczną pętlą kaszubską przez Ostrzyce na Garcz i powrót przez Kartuzy, Żukowo, odbicie na Kolbudy i do Gdańska.
Padający co jakiś czas deszcz i temperatura spadająca momentami bliżej piątki dawały odczucie zimna. Zastanawiałem się przed wyjazdem, czy wziąć puchową podpinkę spodni, zrezygnowałem i to był może nie błąd, ale nie ugotowałbym się z nią bynajmniej, byłoby bardziej komfortowo. Nauczka na przyszłość jakaś jest.
A sam wyjazd, no cóż, wolę jednak jeździć ze znajomymi z grupy NCeków. Zatrzymujemy się częściej choćby po to, żeby napić się czegoś, rozprostować nogi. Tu przewodnik zrobił jedną przerwę w Ostrzycach i to na pustym, gołym parkingu. Wprawdzie z widokiem, ale ani kawy, ani toalety, ani możliwości posiedzenia na chwilę w ciepłym pomieszczeniu.
I druga rzecz, jazda z nieznanymi jeźdźcami zmusza do podwójnej uwagi, nie wiesz jak ktoś jeździ, jak zareaguje, jadąc ze stałą grupą wiem czego się spodziewać, więc i relaks większy znacznie. W pewnym momencie zacząłem odczuwać irytację stylem jazdy poprzedzającej osoby, tam gdzie z zakrętu się wychodzi i przyspiesza ten jeszcze dohamowywał. A potem rura na maksa, żeby dogonić przewodnika. Zupełnie nie pasujący mi styl jazdy. Gdy w Ostrzycach się pożegnał na jego miejsce wcisnął się inny kierownik, też ciekawy. Motocykl naked, nowy, kombinezon skórzany (w skórze jak to się mówi latem za gorąco, zimą za zimno, ale się wygląda), kombinezon typowo na tor, nie do turystyki, z garbem aerodynamicznym, też w sumie nowością silnie pachniał. Rękawiczki chyba letnie, lewa rączka w trakcie jazdy co i raz schowana żeby nie marzła. Stopy na kaczuszkę, całkowite przeciwieństwo prawidłowej pozycji na motocyklu (cwaniak jestem, bo po szkoleniach), o stylu jazdy nie będę już się rozpisywał. W tym przypadku zwiększyłem czujność na maksa.
Dojechałem do domu, nasmarowałem łańcuch bo po deszczu się świeciły rolki jak wiadomo co wiadomo komu. I tylko czekam, na kolejną okazję do wyjazdu, może w końcu ktoś z MNC3M się ruszy. Ale raczej nie będzie to jutro, według prognoz ma padać śnieg, więc do pracy trzeba będzie jechać puszką. A niby wiosnę mamy, ekhhhh.