Wakacje znowu w Alpach w dolinie Montafonu. Tym razem już normalna rezerwacja FeWo (Ferienohnung – Holiday Apartment, zazwyczaj w pełni wyposażone małe mieszkanie) przez internet, podróż rozłożona na dwa dni z noclegiem w Trockau (miasteczko przy A9 przed Norymbergą).
Na początek była wyprawa na Kreuzjoch i Zamangspitze.
Następny dzień przy brzydkiej dość pogodzie odpuściliśmy góry, pojechaliśmy zwiedzać Bludenz, miasteczko tortur dla osób na diecie (produkują tam znaną Milkę, wszechobecny zapach czekolady).
Kolejne dni to okolice zbiornika Silvretta i Vermutsee (elektrownia wodna), Partenen, Versalspitze i Kopsee, Latschau z kolejnym sztucznym zbiornikiem, Silvretta Nova Stoba, Madrisella, Silbertal (gdzie mieszkaliśmy rok wcześniej), Gargelen.
Z wypoczynkiem w Alpach jest o tyle fajnie, że na pobyt można wykupić Freizeitpass Sommer (Leisure pass) na dowolną liczbę dni, w tym są przejazdy transportem publicznym, kolejkami linowymi i wyciągami, baseny, czy wjazd na Silvretta-Hochalpenstraße. Zazwyczaj więc jechaliśmy pod jakąś stację kolejki, wjeżdżaliśmy na górny poziom ok. 1700-2000 m n.p.m. i górnymi szlakami wędrowaliśmy na szczyty a potem w okolice górnej stacji kolejnej kolejki i zjeżdżaliśmy w dolinę.
Po dniu wypoczynku (zbieranie grzybów, a było co zbierać) Partenen, Vermunthbahn, punkt widokowy na Silvretta-Hochalpenstraße (przepięknych kilkanaście kilometrów serpentyn) i tam przypadkiem trafiliśmy na zawody we wbieganiu na EuropaTreppe (dowiedziałem się, że jest taka dyscyplina). 4000 stopni (tak piszą bo liczyć się mi już nie chciało), 700 m w pionie, miejscami do 86% nachylenia. W zawodach startowali też zawodnicy (raptem 2) z Polski. Jarek z nr. 20 i Piotrek z 12, którym postanowiliśmy pokibicować przed metą, więc wjechaliśmy ponownie na górę. Czas zwycięzcy 22 min. 50 s. (rekord trasy to 22.35), a zwyciężył Jarek „Łazaaaar” Łazarowicz.
No to następnego dnia i my pod te p…iekielne schody. Lazłem całe 55 min (no ale z plecakiem pełnym sprzętu foto). I po co mi to było?
Kolejne dni to droga z Bilrehoeche (Silvrettasee) do Wiesbadener Huette, z Vermuthsee do Saarbruecker Huette (niestety mocno mglisto i sporo chmur, żałowaliśmy, że nie trafiliśmy tam wcześniej). A 6.08 zaczęło padać więc pojechaliśmy do Bludenz po czekoladę i inne słodkości i następnego dnia do domu. A tam podobno padało i padało i straszliwe powodzie z tego były.